Ze względu na często pojawiające się pytanie o przebieg wydarzeń w dniu moich urodzin postaram się udzielić na nie uniwersalnej odpowiedzi.
Poranek : pora kiedy każdy szanujący się obywatel naszego kraju mlekiem, miodem i innymi wyskokowymi napojami płynącym powinien odsypiać to co zabrał mu kapitalizm od poniedziałku do piątku. Na przekór przyzwyczajeniom podniosłem się z kanapy i pełen wigoru skonsumowałem śniadanie by później udać się na zasłużone spotkanie ze znajomymi. Ów czas spędzony w żeńskim gronie utwierdził mnie w przekonaniu, iż kobieta jest najbardziej skomplikowanym urządzeniem zaraz po cyfrowym oscyloskopie. Ta płeć tak ma i trzeba się pogodzić z tym, że manier mówienia językiem zawiłym i skomplikowanym nie wyzbędzie się nigdy.
Popołudnie : wesoły czas spędzony z dziadkami. Kilka godzin omawiania najnowszych wydarzeń sportowych, politycznych i z kategorii ogólnej. Licznie zgromadzona wokół stołu rodzina świętowała zarówno moje urodziny jak i imieniny babci … właściwie nic szczególnego się nie wydarzyło.
Wieczór : piętnaście minut spędzonych nad odmotywaniem skrajnie skutecznej taśmy samoprzylepnej, którą opakowany był mój zagraniczny prezent urodzinowy. Trud opłacił się, długa chwila radości, wzruszenia i nie dającego się ukryć smutku … zerknąłem na spoczywający przede mną pamiętnik gotowy do pełnienia swych funkcji. Część dat została już zapełniona najważniejszymi naszymi rocznicami : pierwsze spotkanie na lotnisku, najwspanialsze wycieczki, podróż do Krakowa … westchnąłem z nadzieją, iż kiedyś będę mógł wstawić do niego kolejne cenne przeżycia. W głowie wciąż kołacze tekst czeskiego filmu … to se ne vrati.