Miejsce na twoją reklamę!


Są takie dni w życiu człowieka, kiedy nic co nas otacza nie wydaje się być tym co podpowiadają nam zmysły. Taki dzień nastał dzisiaj i postanowił zaszczycić mnie licznymi niespodziankami, które wpakował w swój harmonogram gęściej niż specjalnie wynajęci pomagierzy upakowują pasażerów w wagony małej, podziemnej kolejki podmiejskiej. O ile dzień wczorajszy uraczył mnie serią rozczarowań wszelakich (od kryzysu miłosnego, poprzez załamanie nerwowe, aż do zwyczajnego przemęczenia), o tyle dzisiejsza poprawa wprawiła mnie w tak wielkie osłupienie, że w każdej chwili bałem się obudzić. Nawet moje najdziwniejsze próby pogorszenia statutu tego dnia spełzły na niczym … śnieg, który pokrył całą Warszawę nie dał się przekonać na przeniesienie się za granicę nawet pod groźbą użycia gigantycznej suszarki do włosów, kobieta, która jeszcze niedawno (a było to pewnego, wczorajszego, feralnego dnia) dała mi do zrozumienia, że powinienem sobie odpuścić i zacząć myśleć o sobie postanowiła podręczyć mnie jeszcze trochę słodkimi słówkami, których uwielbiam słuchać … bez względu na okoliczności, porę dnia (i nocy) czy wilgotność powietrza w Urugwaju. Nawet strach przed kolokwium z metod podejmowania decyzji ustąpił przed wszechobecnym, zalewającym całe moje ciało optymizmem (jak się później okazało był to słuszny odruch … kolokwium było banalne). I gdy słońce, zmęczone godzinami nieustannego przedzierania się przez eter, warstwę ozonową i toksyczne, warszawskie chmury przemieszczało się nieubłaganie ku horyzontowi, radio radośnie zatrzeszczało : „ … po raz kolejny służby miejskie nie dały się zaskoczyć pierwszym objawom zimy”. Moje uznanie panowie … ze mną im się udało.

,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *