Wspomnienie.


I tak Wam nie powiem co spowodowało moje ogromne zaległości w pisaniu na blogu i dlaczego było to wyłącznie moje lenistwo. Najważniejsze jednak jest to, że już powróciłem i mam kilka informacji do uregulowania, a przecież nie ma lepszego miejsca na ich wyjawienie jak ta właśnie strona. Wróćmy do przeszłości … w tzw. międzyczasie stało się co następuje : jeden z moich grzechów głównych przyczynił się do powstania luk w wiedzy, którą powinienem dość często uzupełniać. Konsekwencją powyższego stało się uwalenie jednego egzaminu (ciekawe kiedy go poprawię … podobno poprawka "już" w sesji letniej) i umoczenie dwóch kolokwiów. Na studiach coraz bardziej nam wszystkim odbija czego dowodem mogą być zdjęcie, które od czasu do czasu pojawiają się w moim plikowym magazynie. Akcje w stylu “robienie z Michała renifera” zostają daleko w tyle za aktualnymi orgiami, szaleństwami młodych, niewyżytych studentów i konkursami w stylu : kto skoczy z zawieszonego pięć metrów nad ziemią balkonu i spadnie bliżej choinki postawionej wewnątrz naszego gmachu. Święta … właśnie. Duch przedwcześnie poronionych świąt, objawionych w postaci kolorowych, świecących iglaków, dekoracji i elfów nakłaniających do zakupienia prezentów już na początku grudnia zepsuł mi całkowicie smak oczekiwania na pojednanie z “Tym na górze”. Dodatkowo, telewizja za wszelką cenę starać się będzie odciągnąć naszą uwagę od śledzika, pierożków z kapustą i wydłubywania ości z karpia proponując, jako substytut rodzinnych świętości dawkę emocji, zabawy i wzruszenia przed szklanym ekranem. Pierwsza próba już za mną. Stająca się powoli tradycją wigilia u Agnieszki dała wyraz zmęczenia obchodzenia się z tym dniem szczególnym w sposób mu należny. O ile początek napawał optymizmem, o tyle zakończenie w postaci śmigania po kanałach i śpiewaniu motywów muzycznych z dobranocek oraz co bardziej popularnych przebojów disco-polo do święta nie pasował … inna sprawa, że było już po północy i wszystkie te rzeczy miały miejsce (formalnie) dnia następnego. Co będę wspominał najlepiej z całej tej zabawy? Nocne rozmowy z jedną z głównych lokatorek wołomińskiego mieszkania, cudowne, ręcznie robione ciasteczka, nieustanne parzenie herbaty i sałatkę z krabów innej lokatorki tegoż samego lokalu. Co sam wyniosłem z tego spotkania? Poza bateriami, kocem i dwiema srebrnymi łyżeczkami udało mi się zatrzymać niezapomniane wspomnienia, dwa kilogramy przyjaźni i hektolitry nadziei, że gwiazda, która blisko rok temu spadła z nieba ciągnąc za sobą moje życzenie nie poświęciła swego istnienia nadaremnie. Starczy wzruszeń na dzisiaj. Najwyższa pora kłaść się spać … dobranoc Wam wszystkim. Wkrótce pewnie znów tu zawitam i dopisze ciąg dalszy historii mojego życia.

,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *