Tegoroczne ferie dobiegają końca dość szybko. Niestety, nawet najwymyślniejsze metody zatrzymania czasu w miejscu nie skutkują. Zawiodły już eliksiry, teleportacja cząsteczek, szamani, odczynianie uroków oraz smarowanie kajzerek masłem orzechowym. Jutro ostatni dzień szczęścia, którym nacieszyć się może student warszawskiej politechniki. Dotychczas moje ferie złożone były z zajęć sprowadzających się do udoskonalania techniki marnotrawienia czasu, prowadząc do niewiarygodnych rezultatów w tej dziedzinie sportu … ostatni tydzień zniknął gdzieś niezauważony, dając jedynie możliwość przywołania wspomnień z tego fantastycznego okresu w chwilach późniejszych (a ponieważ wspomnień było dużo proces wspominania powodował dalsze marnotrawienie czasu). Aby nie tracić tego, co już stracone i nie nakłaniać pozostałych do bezcelowego zużywania światowych zasobów czwartego wymiaru postanawiam zakończyć tą notkę. Idźcie i czyńcie dzień jutrzejszy świętem lenistwa, obżarstwa, luzactwa i totalnego olewizmu. Nie starajcie się nawet na moment zastanawiać nad celowością Waszej próżności albowiem wówczas próżność stanie się celem Waszego zastanowienia marnotrawiąc czas z siłą wodospadu … nieodwracalnie.