Dzień był pochmurny i mroźny a pierwsze zdanie notki upodabniało ją do 50% innych powieści kryminalnych. Słońce zbliżyło się ku zachodowi chowając się za niską zabudową warszawskiego Śródmieścia, sprowadzając na miasto delikatny półmrok. Drzwi autobusu otworzyły się. Mroczna, rozkudłana postać wytoczyła się ze środka po czym nakreśliła torem swego marszu figurę zbliżoną kształtem do sinusoidy. Dla siedzącego w środku mężczyzny, obserwującego całe wydarzenie przez zaparowaną od ciągłego chuchania szybkę pojazdu zataczający się osobnik idealnie nadawał się do elektrowni, gdzie mógłby – po przywiązaniu markera do buta – służyć jako wzorzec wspomnianej wcześniej funkcji trygonometrycznej. Drzwi zamknęły się. Autobus ruszył w dalszą trasę zostawiajęc w tyle zawianego mężczyznę.
"Ciekawe ile jeszcze niespodzianek czeka mnie dzisiejszego wieczoru" – pomyślał Sławomir po czym przetarł mankietem koszuli resztki skroplonego powietrza, które niegdyś wypełniało jego płuca. Przed oczami przemknęło mu własnie siedem sex shopów ustawionych jeden po drugim na ulicy Jana Pawła II. Mroźne powietrze wdzierało się co chwila przez parciejące uszczelki do środka, penetrując od czasu do czasu wszystkie zakątki jego kurtki. Drzwi otworzyły się po raz kolejny umożliwiając czekającym na przystanku zmarźlakom ogrzanie się w cieple spalin, które najwyraźniej dostawały się do środka z powodu nieszczelnego wydechu lub niesprawnego katalizatora. Już na pierwszy rzut oka nowi pasażerowie wydali się nietypowi a średnia wieku tych osobników najprawdopodobniej już dawno przekroczyła statystyczną długość życia istot humanoidalnych. W mroku ich oczy świeciły naprzemiennie białym i czerwonym blaskiem co najsensowniej byłoby wytłumaczyć włączonym kierunkowskazem wyprzedzającego autobus BMW …