I jak tu nie być szaleńcem? Byłem dziś świadkiem dwóch ekstremalnych wydarzeń, które potrząsnęły moimi flakami od wewnątrz powodując wzmożoną pracę lewej półkuli mózgowej oraz ośrodka odpowiedzialnego za rozprowadzanie limfocytów do kończyn. Pierwsze z nich mój organizm zidentyfikował jako lekko-pół-śmieszne i włożył do szuflady “zawsze mogło być gorzej” czym pocieszył mnie niesłychanie. Efekt końcowy owego procesu myślowego przedstawiono na zdjęciu po lewej, gdzie wyraźnie widać skomplikowaną i pełną dramatyzmu historię pewnego niespełnionego uczucia, którą autor postarał się wyrazić poprzez nieruchomy obrazek. Artysta pociągający za mechanizm spustowy otwierający przesłonę zdołał nam przekazać trud z jakim piłka do metalu wrzyna się w mahoń. W przypadku dobrze umięśnionego osobnika prędkość cięcia doszłaby zapewne do 1 cm/h (przy płycie o grubości 2 cm). Tak więc, nowy kształt gitary zawdzięczam pięciu godzinom ruchów posuwistych oraz setkom kalorii zużytych na wycieranie czoła, zawiązywanie zsuwającej się z nosa chusty chroniącej przed pyłem mahoniowym oraz zgarnianie włosów z oczu. Tak oto zakończyła się moja wspaniała przygoda z niezastąpionym (i aktualnie niepowtarzalnym) instrumentem. Niestety, właśnie rozpoczyna się sprawa druga, bardziej poważna, wymagająca znacznie większej odporności psychicznej na kolizje z nadjeżdżającymi z naprzeciwka problemami. Jak się okazuje mój piękny umysł (widziałem go już na rentgenie po kilku zderzeniach .. śliczny jak mało który) jeszcze trawi to co do niego dotarło łudząc się, iż to co wkrótce nastąpi nie pogrąży mnie w smutku i bezgranicznym tragizmie. Dziś napłynęła do mnie wiadomość o nowych planach wakacyjnych Mariany. Postanowiła ona wyjechać do Chile. Niestety nie jest w stanie powiedzieć na jak długo … rok, dwa … może dziesięć (wbrew pozorom to nie moje wyolbrzymianie tylko jej słowa). Dodatkowo dała mi wolną rękę stwierdzając stanowczo, że przecież przez ten czas nie ma prawa trzymać mnie wyłącznie dla siebie, sugerując również abym poszukał sobie nowej kobiety … chyba nie muszę tłumaczyć jak coś takiego odebrałem … moi sąsiedzi z bloku obok, w każdym razie, zdołali odczytać zaszyfrowaną wiadomość “ratunku, nie wiem co począć, ja sobie nie odpuszczę, to się nie może tak skończyć, nie, nie, nie … “, którą wystukałem alfabetem Morse’a w sześćdziesięciu dwóch językach tłukąc głową w kaloryfer. Chyba czas spać .. może sen pomoże.